Nikt z nas wychodząc z domu na dyżur nie myśli, że nie wróci już z tego dyżuru do domu.
Niejednokrotnie zadawałem sobie pytanie , dlaczego liczba wypadków samochodów uprzywilejowanych ze skutkiem poważnym – kiedy ktoś traci zdrowie w stopniu znacznym lub życie jest w Polsce dużo większa niż np w Wielkiej Brytanii. Przecież w UK populacja jest dwa razy większa niż w Polsce i liczba zespołów ratowniczych jest również proporcjonalnie wyższa. Nie ma roku kiedy przynajmniej kilka razy dowiadujemy się o wypadku zespołu ratowniczego z którego załogi ktoś nie wróci już nigdy do domu. Czy tak musi być ? Dlaczego tak się dzieje ?
Pamiętam dobrze z perspektywy członka załogi ratowniczej czy fotela dyspozytora jaki stres wywołuje wezwanie do wypadku karetki. Kiedy jedziesz na miejsce , a nikt z tamtego zespołu nie odbiera telefonu, przez myśl przechodzą tobie najczarniejsze myśli. Tak samo kiedy siedzisz za pulpitem dyspozytorskim i czekasz na informacje od załogi wysłanej na miejsce jaka jest sytuacja.
Brak szkolenia kierowców samochodów uprzywilejowanych jest dużym problemem w Polsce. Szkoleniem nie nazwę śmiesznego kursu gdzie jedzie się kilka minut z instruktorem w samochodzie który służy do nauki jazdy, na codzień i nie ma w nim nic z samochodu uprzywilejowanego. Na dobrą sprawę w Polsce każdy po takim pseudo-kursie może stać się szoferem lśniącego auta z błyskającymi sygnałami świetlnymi i super syrenami do zabawy.
Pisałem o tym problemie prawie 2 lata temu. Przez ten czas nic się zmieniło na polskich drogach. Może tylko to, że dodaliśmy kilka krzyży.
W większości krajów gdzie o ratownictwie myśli się od podstaw – czyli również od szkolenia kierowców, zanim zasiądziemy za sterami tego typu samochodu – nie ważne czy to jest samochód ratowników górskich którzy są ochotnikami , czy ambulans lub wóz bojowy straży pożarnej przechodzi się odpowiedni trening. Szkolenie tego typu powinno być organizowane i pokrywane z kieszeni pracodawców a godziny powinny być dodane do czasu pracy pracownika tak jak w każdym normalnym kraju. W końcu z takim szkoleniem wiąże się najważniejsza kwestia – bezpieczeństwa załóg oraz pacjentów
Trening który nie trwa kilku godzin, lecz zajmuje on dnie, w niektórych krajach tygodnie. Często jest to trening prowadzony na symulatorach. Jak wygląda proces doskonalenia kierowcy pojazdu uprzywilejowanego w Wielkiej Brytanii zobaczcie do artykułu sprzed dwóch lat.
https://ratmednawyspach.blog/2019/04/03/jazda-na-sygnale-w-wielkiej-brytanii/
Kurs ten kończy się egzaminem. Na którym Egzaminator ocenia czy nasza jazda pojazdem uprzywilejowanym jest sprawna i bezpieczna, czy rozwinęliśmy w sobie odruchy które nam jako kierowcą mają zapewnić bezpieczeństwo. Czy nauczyliśmy się ciągłego dostrzegania i analizowania zagrożeń które czekają nas na drodze. Jeżeli tak się nie stało, a znam kilka osób które oblały ten egzamin trzeba powtórzyć cały kurs.
Często można spotkać informacje dla kierowców jak zachować się kiedy mija nas pojazd uprzywilejowany. Zlepek większości z nich można znaleść tutaj
Czy w Anglii jeździ się bezpieczniej. Zdecydowanie po kursach które przeszedłem uważam, że potrafię jeździć bezpieczniej niż robiłem to w Polsce. Kursy te wytworzyły we mnie pewne odruchy bezwarunkowe, które ułatwiają jazdę na sygnale. Jednak brytyjscy kierowcy jacy są tacy są. Nie są najlepsi, do tego mamy cała dużą populacje ludzi w wieku 75+ zasiadających za kołkiem gdzie ich reakcja zawsze będzie wolniejsza. Często poruszamy się na prawdę wąskimi dróżkami , bez poboczy , z murkami po obu stronach , bez widoczności gdzie nie wiemy co jest za zakrętem, a po autostradach hula wiatr który nie raz wydaje się , że zmiecie nasz ambulans z drogi. Mimo wszystko odpukać poważniejsze wypadki zdarzają się sporadycznie.
Może to jest też kwestia świadomości , że najważniejsze jest bezpieczne dotarcie do celu. Nie pomożemy naszemu pacjentowi , ba nawet bardzo mu zaszkodzimy jeżeli będziemy mieli kolizję lub wypadek w drodze do zdarzenia.
Na koniec kilka zwykłych rad. Rad które czasami mogą uratować życie.
Pamietajmy o zapinaniu pasów – one nie gryzą. Opóźnią dotarcie do poszkodowanego może o sekundę. Ale jeżeli dojdzie do wypadku Tobie one mogą uratować życie, i jest większa szansa, że wrócisz do rodziny do ludzi których kochasz. Nie zapinanie pasów – nie jest już szpanem jak to było dawniej – jest to po prostu głupota w czystej postaci.
Zwracajmy uwagę na zagrożenia na drodze – jest ich bardzo wiele , zwracajmy uwagę na zachowania innych pojazdów na drodze, pieszych , zwierząt. Zwracajmy uwagę na nawierzchnię – śnieg, lód , deszcz, wiatr – to wszystko zmienia parametry jazdy. Zawsze myślmy o tym co czeka nas za zakrętem. Dostosujemy prędkość do warunków na drodze. obserwujmy skrzyżowanie czy wszyscy kierowcy nas zauważyli i czy daja nam swoiste pozwolenie na przejechanie przez to skrzyżowanie. Nie wpadajmy z rozpędem na środek skrzyżowania przy czerwonym świetle, czasami ktoś może nas nie słyszeć , mieć zły dzień , być zamyślonym , co opóźni jego reakcje i bum nieszczęście gotowe.
Zwracaj uwagę na opony, głębokość bieżnika i ciśnienie, zwracaj uwagę jak działa układ hamulcowy. Jeżeli widzisz, że jest z nim coś nie tak – reaguj, zgłaszaj to bezpieczeństwo Twoje i ludzi których przewozisz
Pamiętaj , zawsze czeka na Ciebie ktoś. Na Twoich kolegów z zespołu, pacjentów również. Priorytetem jest aby wszyscy wrócili bezpiecznie do domów.
Ale czy to możliwe w Polsce, bez szkolenia kiedy dużo ludzi zaczyna pracę w innym oddalonym miejscu prawie od razu po zakończeniu swojego dyżuru ?
Szanujmy siebie i innych. Jeździmy ostrożnie, czasami trzeba zdjąć nogę z gazu by dojechać do celu. Bądźmy profesjonalni i bezpieczni.
Pozdrawiam i jak zawsze zapraszam do śledzenia mojego ratowniczego instagrama i konta na Facebook
Pawel
Skomentuj