W wyjazdowie będę chciał opisywać pewne szczególne przypadki aby pokazać wam jak wyglada praca na wyspach.
Chciałbym dzisiaj zacząć od przedstawienia M.
M. zna każdy ratownik w moim rejonie. 30 letnia kobieta z bardzo skomplikowana przeszłością. Kiedyś samotna matka dwójki dzieci jednak niewielkie upośledzenie umysłowe do którego dołączyły się narkotyki , alkohol zrobiły swoje. Kilka lat temu M. została pozbawiona praw do opieki nad dziećmi , które zostały zabrane i przekazane rodzicom adopcyjnym. M. zmieniła się przestała pić, zażywać narkotyki jednak dzieci nie odzyskała.
Na pewno spotkała ja straszna tragedia , straciła wszystko co miała i została sama , a opiekuńcze państwo nie zapewniło jej żadnej pomocy psychologicznej. Zamknięta w czterech ścianach zaczęła mieć liczne próby samobójcze , przedawkowywać leki co zniszczyło bardzo nikła szanse odzyskania dzieci. W obecnej chwili M. mieszka już od 3 lat w mieszkaniu socjalnym zlokalizowanym w bardzo reprezentacyjnej części miasteczka. Zawsze kiedy tam przyjeżdżam zaskakuje to , ze jest czysto, schludnie. Mieszkanie jest posprzątane, na ścianach wiszą zdjęcia dzieci. W pokoju gościnnym zabawki które M. sukcesywnie kupuje, malowanki które rysuje. Dzieci te są po prostu wszędzie , na ekranie jej telefonu , na ścianie w łazience , na drzwiach wejściowych.
M. z powodu licznych prób samobójczych była wielokrotnie ubezwłasnowolniona , kierowana na oddział psychiatryczny , wracała i zaczynało się to samo. W pewnym okresie była strasznie agresywna, wieczne walki z policja , burdy na mieście , korytarzach jej bloku skończyło się to kiedy 2 lata temu uderzyła pielęgniarkę na izbie przyjęć. Sąd zdecydował o karze więzienia na kilka miesięcy.
Po wyjściu M. Z więzienia było kilka miesięcy podczas których nie było wyjazdów do M. Jednak w ciągu ostatnich dwóch miesięcy znowu nastąpiła eskalacja wezwań do M. Czasami M. ma gorsze dni i chce się rzucić pod pociąg skacząc z mostu wtedy zabieramy ja do szpitala jednak za zwyczaj scenariusz jest inny.
Działa ona zawsze tak samo wieczorem zażywa ona 16-30 tabletek paracetamolu lub Cocodamolu (codeina + paracetamol) następnie dzwoni ona na linie kryzysowa gdzie rozmawiając z pielęgniarka lub pracownikiem wydziału zdrowia psychicznego informuje o przedawkowaniu tabletek w związku z czym otrzymujemy telefon z tej linii lub pracownik każe jej zadzwonić na numer infolinii medycznej 111 skąd zgłoszenie jest przekierowane do realizacji przez pogotowie.
Po przyjeździe zawsze odbywa się to samo przedstawienie dzwonimy domofonem pacjentka otwiera bramę wejściowa , następnie następuje kilku minutowe przekomarzanie się z zespołem na temat wpuszczenia nas do mieszkania. Po czym pacjenta siada na łóżku i oznajmia nam , ze nic od nas nie chce , ze przedawkowała leki tak jak wczoraj , przedwczoraj itp. Ponieważ pacjent jest poczytalny w związku z czym musimy uszanować jej decyzje musi podpisać naszą kartę wyjazdowa (PRF) w której jest formułka , ze pacjent zna swój stan zdrowia , zdaje sobie sprawę z ryzyka które płynie z nieudzielenia pomocy oraz transportu do szpitala a pomimo tego chce zostać w domu. I tutaj zaczyna się problem ponieważ M. prawie nigdy nie chce podpisać (a podpis świadczy zarówno o jej woli jak i poczytalności) przez wiele lat miedzy nią a wieloma ratownikami wytworzyła się nić zażyłości jest wiele zespołów które ona lubi i nie ma problemów z podpisaniem im kart wyjazdowych, są zespoły których nienawidzi i nie wpuszcza ich do swojego mieszkania. Ja znajduje się chyba po środku tej klasyfikacji bo ani razu nie odmówiła mi wejścia do środka mieszkania ale również nigdy nie podpisała mojej karty.
Nie lubię przebywać w tym mieszkaniu. Ładne, czyste, zawsze ciepło , przytulnie a jednak świadomość co dotknęło mieszkankę tego mieszkania jest strasznie dołująca. Zdjęcia dzieci , obrazki dosłownie otaczają Ciebie po wejściu do tego mieszkania.
Dzisiaj jest ona miła nie krzyczy, nie wyzywa nie próbuje uderzyć. Po prostu jest to 7 przedawkowanie leków w tym tygodniu będąc na wyjeździe do M. w niedzielny wieczór czyli siódmy dzień tygodnia. Czasami sobie myślę jak to możliwe, że osoba która wchłania codziennie kilka litrów napoju energetycznego i kolacje złożona z dużej dawki paracetamolu ciągle ma wszystkie parametry życiowe w porządku , nie uskarża się na bóle brzucha nerek.
M. odmawia podpisania , po raz kolejny kilkuminutowa dyskusja dlaczego nie chce podpisać odpowiedz bo tak i już. W tej sytuacji musimy zabezpieczyć siebie i postąpić zgodnie z protokołem dzwonimy do naszej pomocy klinicznej specjalnego centrum operacyjnego gdzie do dyspozycji pod telefonem mamy Senior oraz Advance Paramedic , czasami pielęgniarki psychiatryczne lub położne. Po przedstawieniu problemu operatorowi który sklasyfikuje mnie do odpowiedniej osoby wiem ze mam kilkanaście minut na wypełnienie karty zanim oddzwoni do mnie odpowiednia osoba. Pisze kartę, nie muszę pytać M. o imię nazwisko datę urodzenia alergie , to każdy wie. Kiedy skończyłem pisać zadzwonił telefon, odbieram znajomy głos w słuchawce , advance Paramedic pyta „widzę ze jesteś pod tym adresem czyżby znowu M. nie chce podpisać odmowy?” Kilka pytań o jej stan zdrowia , obserwacje słyszę jak J. wystukuje to do komputera , kilka pytań w stylu czy powiedziałeś co jej może się stać po przedawkowaniu, czy poinformowałeś M. jeżeli zmieni zdanie może zawsze zadzwonić po nas. Ok przyjąłem ze nie chce podpisać , czy możesz zreferować ja telefonicznie jeszcze do służb socjalnych by po raz kolejny rzuciły na nią oko. Dziękuje możecie zakończyć wyjazd . Jak zawsze . Następny krok następny telefon dzwonię tym razem do wsparcia specjalnej linii która załatwia wszystkie problemy nie kliniczne . Przekazanie raportu zajmuje mi kilka minut dowiaduje się ze jest to już 60 raz w tym roku a mamy dopiero koniec marca. W najbliższych godzinach mój raport trafi do kilku instytucji zajmujących się opieką socjalną , oraz instytucji zajmujących się opieką kryzysową. Niestety te wszystkie instytucje jak mi się wydaje wyczerpały już możliwości pomocy M.
Opuszczamy mieszkanie. M. siedzi na łóżku odwrócona do nas plecami pali papierosa. Krótkie na razie przecież wiemy , ze tutaj jeszcze przyjedziemy.
Skomentuj